- Pokazywał upadek i wzlot człowieka z krakowską ironią rodem z Piwnicy pod Baranami, ale też z sarkazmem, wyrażający swą miłość do człowieka - mówi Jerzy Stuhr. Jan Nowicki dodaje: - Łączyła nas piłka nożna, choć ja kibicuję Wiśle, a on Cracovii.
Jerzy Stuhr, aktor, reżyser: - To był mój młodszy kolega z polonistyki: ja kończyłem, gdy on zaczynał. Towarzysz tego samego środowiska, ci sami profesorowie, te same uczelniane wydarzenia. W Krakowie miał codzienną trasę do "Tygodnika Powszechnego", do którego czasem szedł cały dzień, bo trzeba się było zatrzymać w każdej kawiarni. Mówiłem mu: "Może w naszych notesach są te same cudzołożnice?". Był kronikarzem, lepszym niż my wszyscy, atmosfery, w której wyrastaliśmy. Obaj pochodziliśmy z prowincji: ja się wychowywałem w Bielsku, on w Wiśle, do której co roku jeździłem na wakacje. A drugi Pilch to był ten, który zapisywał naszą rzeczywistość w książkach, w felietonach. Z poczuciem humoru, a może raczej z delikatną krakowską ironią rodem z Piwnicy pod Baranami, ale też z sarkazmem, pokazujący upadek i wzlot człowieka, wyrażający swą miłość do człowieka. Absolutnie się z nim zgadzałem. "Spis cudzołożnic" był ksi�