- Z Tomaszewskim to była zupełnie inna współpraca [niż z Mirą Zimińską-Sygietyńską]. Mówił dwa zdania, a my po nocach siedzieliśmy i rozmyślaliśmy, co z tym zrobić - wspomina Jerzy Stępniak, tancerz, choreograf, solista Zespołu "Mazowsze", dyrektor Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku w latach 1982-1985.
Kiedy pan ostatnio tańczył? - Walca czy tango? Na scenie. - Tańczyłem w bardzo ciekawym projekcie "Był sobie dziad i baba" [na zdjęciu]. Niewesołym, bo mówi o zmaganiu się ze starością i własnym przemijaniem. Reżyser Agnieszka Błońska zaprosiła do udziału w nim emerytowanych tancerzy. Niewielki spektakl był dobrze przyjęty. Wystąpiliśmy w Instytucie Teatralnym i na scenie Teatru Wielkiego - Opery Narodowej. W tym spektaklu tancerze przypominają swoje biografie, swoje dyplomy. Pan skończył prestiżową Ogólnokształcącą Szkołę Baletową im. Romana Turczynowicza. - W warszawskiej baletówce byłem 9 lat. Profesor Henryk Giero tak doskonale przygotował naszą klasę, że trzy czwarte dziewcząt zostało potem solistkami w Teatrze Wielkim. Po dyplomie ja też się tam dostałem. Kuzniecowa powtarzała: Nie wolno ci zgodzić się na zespół albo koryfeje. Bo jak cię wpuszczą w Straszny dwór i inne opery, to będziesz sobie łamał nogi na gó