Dobrze się stało, że "Jenufa" Leośa Janaćka pojawiła się właśnie na scenie Warszawskiej Opery Kameralnej. Pomijając nawet bezprecedensowy fakt sięgnięcia po zrekonstruowaną pierwotną wersję opery, warto było zapoznać się z nią w raczej tradycyjnym, choć, jak to bywa w WOK, lekko stylizowanym kształcie scenicznym. Akcja osadzona jest bowiem w morawskiej wsi z jej barwnym folklorem, libretto napisane zostało w dialekcie morawskim, a muzyka także sięga do ludowych korzeni. Dlatego, jak do innych tego typu oper narodowych, bardziej pasuje inscenizacja zrealizowana "po bożemu" niż najbardziej nawet interesujące nowatorskie rozwiązania reżyserskie. Dla większości publiczności było to zapewne pierwsze, nie licząc nagrań płytowych, zetknięcie z "Jenufą", dobrze więc, że widzowie mogli prześledzić tok dramatycznych wydarzeń ubranych w dość realistyczne szaty. Czy zresztą był to taki dosłowny, "goły" realizm? Jitka Stokalska postawiła na umownoś
Tytuł oryginalny
Jej pasierbica Jenufa
Źródło:
Materiał nadesłany
Trubadur - Pismo Ogólnopolskiego Klubu Miłośników Opery