KRYSTYNA JANDA nie byłaby Krystyną Jandą, gdyby nie stawiała przed sobą ciągle nowych zadań. Zdawać by się mogło - niewykonalnych. A są to zadania i wyzwania - to pewne - policzone nie na jednego człowieka, a całe stado artystów.
Krystyna Janda lubi przyjeżdżać na Górny Śląsk. Nie tylko do Chorzowa, choć tutaj, w Rozrywce, ma bodaj najwierniejszą publiczność, która zawsze kompletami stawia się na jej przedstawienia. Także te wakacyjno-letnie, układane w kilkudniowe ciągi gwiazdorskich popisów. Co wieczór inny spektakl, inny monodram albo jednoosobowy koncert. Niekiedy tego samego dnia dublowany. W Polsce jest niewielu aktorów, którzy wytrzymują takie tempo pracy i tak mordercze maratony. Ciągle objazdy, gościnne występy, tournee - krajowe i zagraniczne. Janda - nie mogę tego pojąć - sama sobie je wymyśla, a mogłaby przecież, po tylu latach aktywności w kinie, na scenie i estradzie, po tylu sukcesach, zacząć już dyskretnie i niezauważalnie dla publiki odcinać kupony od sławy, wielkiej popularności i jeszcze większego talentu, który jakoś nie chce jej opuścić. Talent - no, dobra - opuścić jej nie może, bo przypiął się do niej nie wiadomo kiedy i po co. Ale dlaczego