Czechowicz, Kurnakowicz, Łomnicki, Mrozowska, Rudzki, Szczepkowski, Śląska. To nie alfabet aktorów XX wieku, tylko niewielka część obsady "Kordiana", którego w 1956 roku Erwin Axer wystawił w Teatrze Narodowym. Już po premierze przereżyserował niektóre sceny i bardzo poczciwie obsadził cały zespół. Powód był jeden: zaproszenie do Paryża! Ta nieprawdopodobna wiadomość rozeszła się błyskawicznie - wszyscy jedziemy na Festiwal Sary Bernhardt! - pisze Andrzej Łapicki w Rzeczpospolitej Plus Minus.
Ja grałem adiutanta Cara, to znaczy stałem za Igorem Śmiałowskim w scenie na placu Saskim. W drugim wejściu byłem spiskowcem. Bez wątpienia bardziej odpowiedzialne było wykonanie roli adiutanta - musiałem mieć minę dziarską i "rosyjską" i oczywiście mundur. Spiskowiec wchodził w tłumie. Dostaliśmy dodatkową gażę na zakup stosownych ubrań, żeby nie straszyć PRL-em na Zachodzie. Ja miałem parę garniturów, więc dodatkową premię przepiłem. Ale koleżanki pokupowały wieczorowe suknie, bo w Paryżu, wiadomo, w dekoltach chodzi się od rana. Proszę sobie wyobrazić: o Październiku nikt nie marzy, rządzi Ochab, jest czerwiec 1956 roku. A my do Paryża! Lecimy liniami KIM! Nie do wiary! Na płycie Okęcia żegna mnie maleńka Zuzia w słomkowym kapelusiku, machając łapką. Obiad - podniecony kolega Izdebski (wieczny lokaj, choć skończył szkołę ze złotym medalem) woła stewardesę i pokazując posiłek, mówi: "Polonais kura". Nie wiem, czy ją