Z trudnym tematem wzajemnych relacji polsko-żydowskich, z mordem w Jedwabnym w tle, zmierzył się zespół złożony z osadzonych w białostockim więzieniu przy Hetmańskiej. Z zadania, chociaż to niby amatorzy, wywiązali się przekonująco - pisze Jakub Medek w Gazecie Wyborczej - Białystok.
Krótkie niebieskie portki na szelkach, i białe koszulki. Tam gdzie kończy się materiał, oczy przyciągają tatuaże, szczelnie pokrywające umięśnione łydki i przedramiona. Boki głowy krótko wygolone, głosy zachrypnięte. Od razu widać, że żaden z sześciu mężczyzn na scenie do aniołów nie należy. Ale gdy zaczynają grać, widza już nie interesuje ich przeszłość. W tym co robią - są boleśnie przekonujący. Wspierani przez trzy studentki z Akademii Teatralnej na blisko godzinę wcielają się w Polaków i Żydów, kolegów ze szkolnych ławek, konfidentów, katów i ofiary. Tu nic nie jest jednoznaczne. Dzisiaj oprawca, wczoraj mógł czuć się prześladowanym. Cudem ocalona z rzezi zastanawia się po co żyje. Chłopak bez kręgosłupa, służący kolejno Sowietom i Niemcom, obronną ręką wychodzący z wszystkich wiraży historii, nie umie odnaleźć ładu sam z sobą. Jego kolega, chociaż kocha - bije i zabija swoją ukochaną. Są tu dziecięce marzen