"Leonce i Lena" w reż. Michała Borczucha w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Dotąd wydawało mi się, że widziałam już w przedstawieniach teatralnych wszystkie możliwe warianty obscen. I oto warszawski Teatr Dramatyczny pokazał mi, że nie miałam racji. Idiotyczne pomysły reżyserów, zwłaszcza tych niedouczonych, nie mają granic. Rozprzestrzeniają się we wszystkich możliwych kierunkach z przerażającą szybkością. A ponieważ skala niedouczenia owych reżyserów (zastanawiam się, czy termin "reżyser" jest tu uprawniony), jak widać, jest coraz większa, więc ściągają wzajemnie od siebie pomysły. Dlatego też publiczności teatralnej - głównie tej, która dość często odwiedza przybytek Melpomeny - może się wydawać, że ciągle ogląda ten sam spektakl, mimo iż są to różne teatry, w różnych miastach, różne tytuły sztuk, różni autorzy i różni aktorzy. Jednak cóż z tego, że różni, skoro w tych zrzynanych wzajemnie od siebie scenach reżyserzy upodobniają się do swoich kolegów "po pomyśle", tworząc tym samym jed