Znakomita jest oprawa sceny: {#os#1117}Jerzy Juk-Kowarski{/#} podniósł do ponadrealnej wysokości trupioblade ściany pokoju, w jednej wyciął drzwi, w drugiej okno, skąd w finale błyśnie smuga światła, na centralnej zaś, gdy w pierwszej scenie cichnie dobywający się z ciemności głos, krwawą czerwienią przez moment zajaśnieje portret Nauczyciela Ludzkości. Totem pozostanie już tylko ślad po portrecie, na tyle jednak trwały, by nie pozwolił zapomnieć, kto jest niewidocznym, lecz ciągle obecnym sprawcą działań. Tak więc Stalin, lapidarnie, lecz wymownie został upostaciowiony, jego "duch" ciąży nad Bartodziejem i Anatolem, w ogóle - losem Mrożkowego pokolenia, bo "Portret" to sztuka o klęsce pokolenia, a nie - jak można by z pozoru sądzić - o stalinizmie jako takim. Nie należy zatem, wybierając się do Starego Teatru, spodziewać się, że oto wciągnięci zostaniemy w nurt politycznych rewindykacji: tu się nie odkrywa "białych plam", tu pr�
Tytuł oryginalny
Jeden portret jeden los
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Tak i Nie Nr 37