"Jeden gest" w reż. Wojciecha Ziemilskiego w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Maciej Stroiński w Przekroju.
Trafiłem na ten spektakl totalnym przypadkiem, a do tego stopnia, że nawet nie wiedziałem, na co tak w ogóle idę, bo kolega zgarnął mnie z ulicy trzy minuty przed tzw. szmatą w górę, trzy minuty przed początkiem. Coś tam bąknął, że Ziemilski i że głuchoniemi. Aha, OK, czyli będzie słabe, ale również krótkie, bo Ziemilski robi krótkie. Krótkie było, słabe - nie! Nie należy mieć zdania, jak się czegoś nie widziało. A Ziemilski nie jest taki! Sprawę niesłyszenia omawia poza rubryką "wrażliwość społeczna". Bo może niepełnosprawni nie są od tego, by się nad nimi pochylać? Może wystarczy, jak o każdym innym, o nich opowiedzieć. Zawsze uważałem, że w przełamywaniu barier chodzi również o to, żeby przestać się rozczulać, a zacząć traktować ludzi po prostu zwyczajnie. "Jeden gest" powstał poza banałem "wrażliwości", "zaangażowania" i "walki o sprawę". No to czym jest, skoro nie tym wszystkim? Jest spektaklem OŚWIATOWYM.