Dawno - a na polskiej sztuce współczesnej dotychczas ani razu - nie śmiano się u nas w teatrze tak głośno i tak serdecznie jak na "Imieninach pana dyrektora". Inwazja śmiechu do naszego teatru zaczyna więc być coraz wyraźniejsza. Nareszcie! Ci, którzy nie bez podstaw czarno patrzyli na rozwój naszego komediopisarstwa, mogą nabrać trochę otuchy. Po pierwsze - w ogóle zaczęto pisać komedie o tematyce współczesnej. Po drugie - były już wśród nich niewątpliwe i sukcesy jak "Takie czasy" posiadające przedni, inteligentny dowcip. Po trzecie - coś w tym wszystkim jednak się rozwija: wystarczy porównać naiwniutkie sprzed paru lat "Dwa tygodnie w Raju" Skowrońskiego i Słotwińskiego właśnie z "Imieninami pana dyrektora" tejże spółki autorskiej. Co za różnica na korzyść! I w umiejętnościach rzemiosła pisarskiego i w jakości dowcipu i w jego i celności. Jeden imieninowy dzień dyrektora fabryki płyt gramofonowych Puchalskiego stał się dla autorów
Tytuł oryginalny
Jeden dzień - trzy godziny śmiechu
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy Nr 78