- Wyszła kapitalna płyta, szwedzka - przeboje ABBY w wykonaniu zespołów metalowych. Słuchałem jej przy pisaniu tej sztuki. Pierwsza scena ma rytm piosenki "SOS" i tak ją zamierzam inscenizować - rozmowa z TOMASZEM MANEM, dramatopisarzem i reżyserem.
Czy słuchanie ABBY w pańskim pokoleniu nie było obciachem? - Na obciach byłem za mały. W 1976 roku, kiedy ABBA przyjechała do Polski, miałem osiem lat. Wcześniej dostałem od mamy ich płytę i do dziś pamiętam okładkę, na której cała czwórka siedziała w rolls-roysie i piła szampana. Ta limuzyna, ten szampan zrobiły na mnie tak wielkie wrażenie, że pocałowałem okładkę i całą noc spałem z nią w objęciach. A dodam, że jestem z Rzeszowa, mieszkaliśmy w typowym szarym bloku i nagle ta płyta - to był raj! Do tego jeszcze słynny występ w Studiu 2, jak strzał między oczy. Muzycznie poszedłem potem w inną stronę, grałem z kolegami trash metal, ale ABBA to moje dobre wspomnienie z dzieciństwa: kojarzy mi się z miłością, radością... Zresztą wyszła kapitalna płyta, szwedzka - przeboje ABBY w wykonaniu zespołów metalowych. Słuchałem jej przy pisaniu tej sztuki. Pierwsza scena ma rytm piosenki "SOS" i tak ją zamierzam inscenizować. Dobrz