"Vanda" Antonína Dvořáka w rez. Karoliny Sofulak na Festiwalu Opera Rara w Krakowie. Pisze Maciej Stroiński w Przekroju.
Kontynuujemy obchód po Operze Rarze, czyli po "Rzadkiej Operze", choć to może jest złe słowo... Zaraz uruchamia niepotrzebny ciąg skojarzeń: że na rzadko, rozwodnione, siki siostry Weroniki, a nie taka jest intencja, bo festiwal operowy wyżej wymieniony "Przekrojowi" się podoba. W pochodzącej z łaciny nazwie chodzi chyba bardziej o operę wyszukaną, nieczęstą i nienormalną. Może być z opery seria lub z opery buffa, ważne, żeby nie jak zawsze. Pośród oper typu "rara" nie uświadczysz "Carmen", "Traviaty" ni "Toski", ani "Łucji z Lammermooru" (to ostatnie - szkoda). Nie ma tak zwanych żelaznych tytułów, skoro są gdzie indziej - wszędzie. "Carmen" jest sieciówką i żałować braku "Carmen", to jak tęsknić za Big Makiem w restauracji wege. "Vanda" Dvořáka to opera o tej Wandzie, tej niechętnej Niemcom. Dzieło z zagranicy, a jednak o Polsce, więcej: dzieje się w Krakowie, więcej: w Nowej Hucie, zanim była Nową Hutą. Również w Hucie ją zagrali,