Wyobrażacie sobie teatr Leszka Mądzika bez wszechobecnej ciemności? Nastroju tajemnicy? Symboli wyławianych przez strumień światła z otchłani? Nie? A ja taki spektakl widziałem. Pierwszy raz po 30 latach artysta rozegrał swój teatralno-plastyczny seans w pełnym świetle, w głównej nawie kościoła powizytkowskiego w Lublinie. I po raz pierwszy sam wszedł w przestrzeń jako aktor. Ujawnił też aktorów w pełni cielesności, obnażył triki i mechanizmy typowe dla jego teatru. Symbole i metafory przemieniły się w proste, naiwne gesty. Wreszcie postawił na dosłowność rytuału. Z ukrytego w mroku demiurga, który odsłania przed nami swoje sny i metafizyczne rojenia, zmienił się w teatralnego robotnika. Najpierw po kolei wwozi na taczkach swoich aktorów, ludzkie manekiny, może golemy. Obsypuje ich ziarnem, ożywia, namaszcza. Potem każe im iść przez kościół w wąskiej rynnie wypełnionej wodą. Ta bruzda pośrodku świątyni, kanał między świętością i
Tytuł oryginalny
Jasno, w zachwyceniu
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 43