"Matsukaze" w reżyserii Sashy Waltz to widowisko nowej generacji. Widz musi się nastawić na nieustanne zaskoczenia - pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Na scenie warszawskiej Opery Narodowej norweski bas Frode Olsen śpiewa po niemiecku z intonacją typową dla japońskiego teatru no. Towarzyszą mu tancerze w choreografii wywiedzionej z amerykańskiego postmodernizmu. Czy zatem zrobienie nowego spektaklu nie jest możliwe bez zapożyczeń i korzystania z pomysłów. Dziś tzw. ponowoczesny artysta niczego nie musi wymyślać od nowa, buszuje po różnych dziedzinach i konwencjach, szukając inspiracji. Jeśli ma osobowość, wyobraźnię i talent, efekt jego pracy zaskoczy widza. To jest najkrótsza charakterystyka sztuki, jaką uprawia Niemka Sasha Waltz, najważniejsza kobieta w europejskim teatrze tańca. Jej język choreograficzny jest w gruncie rzeczy ubogi, ile już razy oglądaliśmy - jak w "Matsukaze" - tancerzy ustawionych w szeregu, z rękami poruszanymi płynnie niczym gałęzie na wietrze. Dla Sashy Waltz taniec nie jest jednak punktem dojścia, lecz początkiem drogi. W swych widowiskach do tańca dodaje kolejne e