EN

25.01.2012 Wersja do druku

Janek Wiśniewski skacze przez płot stoczni

Zamiast poszukiwania nowych rozwiązań - sięganie po nieco przebrzmiałą już legendę. Zamiast ciekawego ujęcia historii - chaotyczne, nieuporządkowane odniesienia - o musicalu "Nie ma Solidarności bez miłości" w reż. Macieja Wojtyszki i Adama Wojtyszki w Teatrze Palladium w Warszawie pisze Agnieszka Serlikowska z Nowej Siły Krytycznej.

Konferencja prasowa na temat projektu musicalu "Nie ma Solidarności bez miłości" odbyła się prawie rok temu. "Ja nie mam nic, Ty nie masz nic, razem zrobimy musical" - można było pomyśleć o strategii producentów. Przedstawili jedynie pomysł (muzyczna opowieść o miłości w historycznie przełomowych dla Polski latach 80. ubiegłego wieku) i opowiadali o swoich marzeniach z nim związanych. Jedną z piosenek miał podobno napisać Bono lub sir Elton John, a spektaklowi wróżono, że przebije sukces "Metra". Bez libretta i nawet jednej kompozycji ogłoszono datę premiery na 21 stycznia 2012 roku. Ponieważ historia zna przypadki powstałych w podobny sposób (co prawda w nieco dłuższym czasie) musicali ("Hair" czy "Rent") - wbrew niezbyt pozytywnej reakcji na banalny, wykorzystujący historyczne hasło tytuł i wbrew sceptycznemu podejściu do potencjalnych kompozytorów - śledziłam losy tego projektu. Ucieszyłam się, gdy do zespołu - poza znanym od początku reży

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Nowa Siła Krytyczna

Autor:

Agnieszka Serlikowska

Data:

25.01.2012

Wątki tematyczne

Realizacje repertuarowe