NAJPIERW JEST BUNT. Pomysł, aby aktorka, nawet tak świetna, wcielała się w dziesięcioletnią dziewczynkę, wydaje się niestosowny. Co więcej, drażni, że aktorka naśladuje (przedrzeźnia?) chorą na raka autystyczną bohaterkę. Po co te nadruchy rąk, po co ząjąknienia, po co niespójne zachowania, biegnące swoim torem, niemal niezależnie od tekstu? Czy nie lepiej było opowiedzieć to wszystko "na biało", bez żadnej charakteryzacji i udawania? Potem jest stan równowagi. Może rzeczywiście tędy droga. Teatr to nie radio. Ani film. Domaga się kreacji. Może właśnie ten "fałsz" jest prawdą? Może tylko tak można zbliżyć się do świata tak odrębnego, jak świat bohaterki sztuki Lee Hall "Mała Steinberg"? A potem widz się poddaje. Ten tekst i ten sposób grania, właśnie taki, obarczony szalonym ryzykiem, z niebezpieczeństwem osunięcia się w strefę dwuznacznego udawania, okazuje się najlepszą metodą zbliżenia do prawdy.
Tytuł oryginalny
Jandy gra o wszystko
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna nr 243