- Obecny prezydent rzekomo rządzi twardą ręką? Przepraszam bardzo, ja tam nie czuję żadnej twardej ręki. Wprost przeciwnie - czuję jakiś wiotki nadgarstek, który wodzi tam po papierze. I często jeszcze to się odbywa w takich dziwnych miejscach, jak na peronie kolejowym. Mówimy o majestacie prezydenta, a tu peron kolejowy, jakiś stolik. Wygląda to niepoważnie - mówi Jan Kidawa-Błoński, reżyser, scenarzysta, producent filmowy. Rozmowa z Dorotą Wysocką-Schnepf w Gazecie Wyborczej.
Dorota Wysocka-Schnepf: Jak długo jest pan w stanie milczeć? Jan Kidawa-Błoński: O ho, ho, to zależy, o której porze dnia. Pytam o długi dystans, czy pięć lat by pan wytrzymał? - (śmiech) Nie, nie, to nie wchodzi w rachubę. Nie da się. Brakowało panu głosu małżonki prezydenta Andrzeja Dudy przez ostatnie pięć lat? - Zdecydowanie tak. Wydaje mi się, że osoba zajmująca tak istotne stanowisko - chociaż ono nie jest stanowiskiem sformalizowanym, nie ma tam przepisów czy reguły gry - ale jest jakaś taka ludzka przecież chęć bycia obecnym. I rzeczywiście to milczenie... Może pani prezydentowej było z tym jakoś wygodnie, nie potrafię tego wytłumaczyć. Ja bym w każdym razie nie wytrzymał. Za siebie mogę mówić. Na to milczenie patrzył pan z wyrozumiałością czy ono pana raczej złościło, biorąc pod uwagę, jakie wrzenie było w Polsce przez te ostatnie pięć lat? - Nie, to chyba nie jest złość. Ja w ogóle rzadko się złoszczę. T