- W przeszłości łączyła nas konwencja, porozumienie z widownią. Tymczasem na przełomie XX i XXI wieku pomyliliśmy wolność z anarchią, a anarchia to jest fałszywe rozumienie wolności - mówi Jan Englert, dyrektor artystyczny Teatru Narodowego, w rozmowie z Jackiem Cieślakiem.
JACEK CIEŚLAK Otrzymał Pan nagrodę miesięcznika "Teatr" za nadanie wyjątkowego kształtu obchodom 250-lecia jubileuszu powstania Teatru Narodowego. Drugi teatr narodowy, czyli Stary w Krakowie, włączył się w nurt jubileuszu Teatru Publicznego, zaproponowany przez Instytut Teatralny. Jak Pan rozumie tę sytuację? JAN ENGLERT Nie szukając winnych, trzeba powiedzieć, że wytworzył się podział. Szansa, jaką było dla środowiska 250-lecie Teatru Narodowego lub Teatru Publicznego, została rozmydlona na kilkanaście różnych uroczystości. Jak zwykle, po polsku. CIEŚLAK Przychodzi dwóch Polaków, rozchodzi się trzech. ENGLERT Tak. Właściwie głównym elementem jubileuszu 250-lecia stała się afera wokół premiery "Śmierci i dziewczyny" w Teatrze Polskim we Wrocławiu. To był punkt kulminacyjny naszych obchodów. Wokół tego do dziś jeszcze krążymy, a problem Teatru Polskiego we Wrocławiu jeszcze się wzmocnił, ku zachwytowi kilku moich kolegów. Ale nie