Wystarczy że jest, jaka jest. Oldskulowa. Niby to Zielony Balonik, a w gruncie rzeczy jakieś kabareciarskie koszmary. Secesyjna, ale i niesecesyjna jednocześnie. Obwieszona Sichulskim i Fryczem, ale obita sztuczną tkaniną. Niby zabytkowa, ale wyłożona chodnikami z metra. Woniejąca kuchnią na milę. Niemalowana od lat. Jest oldskulowa, bo kelnerki znają się tu na robocie, odpowiedzą na każde pytanie - i dlatego, że ciastka mają tu jakby z innej epoki, trochę dziwne i niezbyt dobre - o Jamie Michalika pisze Wojciech Nowicki w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Pamiętacie państwo film "Zaklęte rewiry"? Cherubinkowaty, słodziutki Romuś, czyli Marek Kondrat jako początkujący kelner (gdzież mu wtedy było do statecznego Marka Kondrata zachwalającego zalety bankowości!) obrywał od demonicznego Romana Wilhelmiego, a na boku chytra parka cichutko podprowadzała pieniądze z kasy. No i ten Czesław Wołłejko jak hrabia-pederasta.... Oj, działo się w tym filmie, działo. Niby przedwojenna rozpusta, ale przyćmiona latami peerelowskiego niechlujstwa, niedostrzegania brzydoty. W męskiej toalecie luksusowej restauracji straszyły monstrualne wykwity rdzy. Myślę sobie o tej wizji, która powstała en passant, niechcący, bez wiedzy i zgody autorów. Boże, oni tego nie widzieli! Pod wpływem tego wspomnienia poszedłem w państwa imieniu do Jamy Michalika. Ja nie zwariowałem. Przyjmijmy taką wersję: to żywa knajpa w centrum miasta. Knajpa wypełniona ludźmi, choć szerokim łukiem obchodzona przez miejscowych. Przeprowadziłem