- Nie byłbym w stanie zrobić dokumentalnej historii, wychodząc z założenia, że opowiem widzom o miłości. Albo o świecie. Lubię konkret - mówi Jakub Tabisz, dramaturg i reżyser, w rozmowie z Magdą Piekarską w Dialogu.
Kiedy pierwszy raz usłyszałeś o Igorze Stachowiaku? - Chyba jak każdy wrocławianin - trzy lata temu. Nie pamiętam już, czy usłyszałem jego nazwisko w radiu, czy przeczytałem w gazecie. A może to było na Facebooku? W każdym razie natychmiast zaczęła się dyskusja, kim był Stachowiak i czy zasłużył sobie na taką śmierć, tak jakby ktokolwiek na nią zasługiwał. Pamiętam wielką manifestację na Legnickiej i to, jak na początku przedstawiano Stachowiaka - jako kibola, bandytę, który umarł na komisariacie. Muszę przyznać, że początkowo uwierzyłem w tę pierwszą wersję, że sam był sobie winny. Dopiero po kilku dniach sprawa zaczęła śmierdzieć. Pamiętam, że żyliśmy wszyscy tym tematem przez kilka tygodni, a potem rozmył się, przykryty kolejnymi medialnymi doniesieniami. A kiedy zobaczyłeś w tej historii temat na spektakl? - Kiedy dwa lata temu zacząłem zajmować się teatrem dokumentalnym, okazało się, że są trzy główne ścieżk