Oni mają już miejsce w powojennej historii teatru. To niebywałe, że komuś chciało się coś zrobić - i to zrobić teatr - na głuchej prowincji. Wszyscy myśleli, że to potrwa dwa-trzy lata - o 20-latku, zakopiańskim teatrze, mówi Marcin Zawada.
Do księgarń trafi wkrótce książka Barbary Świąder "W metafizycznej dziurze. Teatr Witkacego w Zakopanem". Autorem dokumentacji do niej jest absolwent teatrologii na UJ Marcin Zawada. Joanna Targoń: Jak Pan trafił do Teatru Witkacego? Marcin Zawada: W najprostszy sposób, z wycieczką szkolną. Miałem wtedy 16 lat. Objawieniem był "Cabaret Voltaire", seans dadaistyczno-surrealistyczny. Byłem młody, szukałem czegoś dla siebie, literatury innej niż w szkole. Tego dnia zmieniło się moje patrzenie na sztukę. I to jest dla mnie najcenniejsze w Teatrze Witkacego - że oni mnie zmienili. W momencie, kiedy rozpoznawałem świat i szukałem sobie w nim miejsca, dokonywałem pierwszych istotnych wyborów, pojawił się taki teatr. Znam wiele osób, na które Teatr Witkacego wpłynął - na ich upodobania estetyczne; znam też osoby, które wręcz przeprowadziły się do Zakopanego, żeby być bliżej teatru. A to rzadko się zdarza. Zwłaszcza przez pierwszych pięć lat