Małgorzata Domagalik: Było kiedyś takie słowo wytrych "warszawka". Co znaczy dzisiaj? JERZY GRUZA: Właśnie nie wiem. Są takie grupy teatralne, na przykład Janda, Englert jeden i drugi, Warlikowski, Teatr Na Woli - grupy, które się ukształtowały i zamroziły, i to tak trwa - rozmowa z reżyserem w miesięczniku Pani.
Przyjechał Pan samochodem? - Taksówką. Od paru dni czytujemy w redakcji na głos fragmenty Pana książek. - Poważnie? Poważnie. Są bardzo aktualne. W trakcie ich lektury przypomniał mi się wyreżyserowany przez Pana przed laty "Mieszczanin szlachcicem" Moliera z Bogumiłem Kobiela. Brzmi tak, jakby był napisany dzisiaj. - Dokładnie, przecież mój ostatni serial "Tygrysy Europy" to jest dzisiejszy "Mieszczanin szlachcicem". To było jakieś 10 lat temu? - Tak, ale to, co kiedyś wiedział Molier, to wszystko i dziś się zgadza. Ciągle aspirujemy? - Pewnie, że tak. Dążenie człowieka do czegoś lepszego jest stałe, przynosi mniej lub bardziej zabawne sytuacje - dążenie do tego, że chce się być szlachcicem, członkiem korporacji albo dyrektorem, ministrem czy premierem. I ciągle w krzywym zwierciadle? - Nie można tego traktować zupełnie poważnie, mimo że jest to wewnętrzna potrzeba człowieka do bycia lepszym, szlachetniejszym, piękniejszym. Mł