Zaczynam umacniać się w przekonaniu, że kłopoty z inscenizacją "Wesela" rosną w miarę upływu czasu i mogą rosnąć nadal. Dawno to już podejrzewałem, a coraz więcej faktów domysł ten potwierdza. Fakty są zresztą rozmaite i nie myślę tu przywoływać tych, które dobrze już znamy. Wszystkie jednak świadczą - w różny sposób - tyleż o współczesnym teatrze, co o kłopotach teatru z "Weselem". A sprawa nie jest ani błaha, ani przypadkowa: oto najlepiej napisana scenicznie w dziejach polskiego dramatu sztuka coraz trudniej mieści się na współczesnej scenie i coraz rzadziej scenicznie błyszczy... Nie przestaje jednak błyszczeć i piętrzyć się, i rosnąć - w lekturze! Cóż się więc dzieje? Dlaczego teatr się z nią mija? Odnajduje w niej przecież zawsze, odnajduje zgoła bez trudu bliskie nam wszystkim i co się zowie - "żywe" treści, plącze się jednak na wszelakie sposoby w stylistyce i w coraz bardziej forsownych próbach odnowienia scenicz
Tytuł oryginalny
Jakieś ich chyciło spanie...?!
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 9