Choćby wystawiał same kretyńskie farsy i bajki science fiction odległe od rzeczywistości jak czyste powietrze od Krakowa, teatr zawsze będzie się ludziom kojarzył ze sprawami znanymi i bliskimi. Ot, taka dajmy na to kwestia pożywienia - pisze Tadeusz Nyczek w miesięczniku Kraków.
Co ma spożywczość do teatru? Okazuje się, że wystarczy wprowadzić ją jako jednego z bohaterów, a nie jedynie błahy dodatek do konwersacji, a zaczną się dziać dziwne rzeczy. Z prostego powodu: jedzenie (plus rzecz jasna picie) zajmuje w naszym życiu na tyle dużo miejsca, że bez trudu może stać się w dramacie powodem zasadniczych porozumień i nieporozumień, tragicznych bądź komicznych. Znamy to też z kina, młodszego brata teatru. Pamiętacie z pewnością te kilka co najmniej filmów, z "Czekoladą", "Ucztą Babette" czy "Wielkim żarciem" na czele. Dołóżmy dwie arcyśmieszne komedie z Luisem de Funes: "Sławna restauracja" i "Skrzydełko czy nóżka". "Uczta Babette" była akurat ekranizacją znanego opowiadania Karen Blixen, tej od "Pożegnania z Afryką", ale o to w tej chwili mniejsza. Przypomnijcie sobie, co serwowane tam jedzenie wyprawiało z jedzącymi. Dodać trzeba, że jedzenie niezwyczajne, najwyższej kategorii, wręcz królewskie, które w ludzia