To przecież politycy wmówili nam, że polityka jest paskudna. W teatrze może być tematem ożywczym, zwłaszcza w czasach, kiedy uprawianie polityki stało się zajęciem podejrzanym. Publiczność coraz chętniej łowi rzeczywiste lub domniemane aluzje do władzy - pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Pytania, jakie postawili organizatorzy (m.in. Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego i Instytut Goethego w Warszawie) pierwszej edycji festiwalu teatralnego Express EC 47 "od-cienie polityki", brzmiały poważnie: Czym jest dzisiaj polityka? Czy korupcja władzy, kolejne komisje śledcze, gry przed- i powyborcze ostatecznie jej nie kompromitują? Czy tak naprawdę polityka nie jest gdzie indziej? Co dla twórców zaangażowanego polskiego i niemieckiego teatru jest polityczne? Pytania na miejscu, jeśli zważyć, że polityczne staje się bez mała wszystko - dość pokazać się na scenie nago, a już pachnie lewactwem. Publiczność coraz chętniej łowi rzeczywiste lub domniemane aluzje do władzy. Za czasów PRL najbardziej polityczna była klasyka, zwłaszcza polski romantyzm. Teatr stworzył wówczas specyficzny kod porozumienia z widzem, dzięki czemu mógł się porozumiewać ponad głowami cenzorów. Po transformacji klasyka utraciła tę siłę, służąc głównie z