Chciałabym się pośmiać razem, publicznie, w kinie, teatrze, telewizji i prasie, nie tylko w internecie, który dzięki bogu jest w tym temacie undergroundowy, ale też bardzo wulgarny - pisze malina Prześluga w felietonie dla e-teatru.
Dawno, dawno temu, na zajęciach z literatury czeskiej (bo zdarzyło mi się też studiować czeską filologię) pan Honza opisał nam pewien krajobraz: Deszczowy, zimny sierpień. Poranna mgła opada na żwirowisko. Po torach sunie powoli pociąg wyładowany ludźmi. Ludzie jadą w swoją ostatnią podróż. Obóz koncentracyjny jest jakieś dwadzieścia kilometrów stąd. Przez tory, zupełnie przypadkiem przechodzi akurat młody, zdolny czeski pisarz. O czym napisze? O śmierci? O wolności? O dzieciach, które nigdy nie będą dorosłe? O warkoczyku? Nie. O biedronce, co przysnęła na torze i właśnie budzi się z wrzaskiem, nie rozumie, bo jest głupia, łapki jej się plączą, zaraz będzie plask. Czesi nie lubią wzniosłości i patosu. Na szyi noszą krzyżyk z trupem, bo pasuje im do bluzki (pisał o tym Szczygieł w "Zrób sobie raj".) Często zapominają odebrać skremowanych bliskich, a pod artykułem o śmierci filozofa ("Śmiertelny papieros w łóżku Bondy'ego") pis