W poniedziałkowy poranek na portalu "Gazety Wyborczej" przeczytałem krzyczący nagłówek: "Nauczyciele rujnują budżety gmin". Trochę się zdziwiłem - poprzedniego wieczora widziałem się z jedną nauczycielkę i nie wyglądała na złodziejkę, defraudantkę ani sabotażystkę. Ale nigdy nic nie wiadomo - pisze Witold Mrozek w felietonie dla e-teatru.
Moje zdziwienie wzrosło jednak, gdy chwilę potem - podczas lektury portalu "Krytyki Politycznej" - z felietonu Cezarego Michalskiego dowiedziałem się, że jestem roszczeniowcem. Zdziwienie było tym większe, że Cezary Michalski to przecież twórca pojęcia "pokolenie JK-M". Dziwne - ktoś, kto w sposób cudownie bezlitosny drwi z dzieci Korwin-Mikkego, "marionetek-gołodupców w rękach macherów biznesu" (cyt. za CM), lekką ręką sięga tydzień później po ulubioną łopatkę tychże marionetek, by walić nią w polemice. Czymże innym, niż neoliberalną łopatką do walenia po głowie jest epitet "roszczeniowy", element wspólny słowników Dominiki Wielowieyskiej i Pawła Lisickiego? Jak zostałem roszczeniowcem? Otóż - krytykując ministra Grabarczyka w roszczeniowy, tabloidowy sposób, który Michalski sparafrazował następująco: "jechałem wczoraj pociągiem, pociąg mi się spóźnił, co pan na to, panie rzekomy ministrze, panie okrutny likwidatorze świe