"Tartuffe" w reż. Mikołaja Grabowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Agnieszka Fryz-Więcek w Didaskaliach.
Zaczyna się efektownie: wchodzących na widownię zaskakuje ogrom- jak na panujące warunki lokalowe - scenografii, przedstawiającej wysokie wnętrze pałacowego salonu z wielkimi lustrami, złoconymi meblami, kryształowym żyrandolem i dużymi oknami, przez które sączy się chłodne światło dnia. Wyfroterowana na wysoki połysk podłoga zachodzi na trzy pierwsze rzędy widowni, co sprawia, że publiczność, która może przeglądać się w pałacowych zwierciadłach, czuje się jakby siedziała we wnętrzu XVII-wiecznego salonu. Dopiero po chwili uważne oko wyławia dwie współczesne, elektryczne lampy umiejscowione po obu stronach kominka. Gdy zjawiają się domownicy - Elmira w jaskrawoczerwonej wydekoltowanej koktajlowej sukni, Marianna w opadających spodniach od piżamy, Damis w wymiętym czarnym podkoszulku, Kleant w niemowlęco pastelowym polo, pani Pernelle w czarnym kostiumie i nobliwym kapeluszu oraz Doryna w czarnych welurach eleganckiej pokojówki - staje się ja