"Upadłe anioły" w reż. Krystyny Jandy w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Hanna Karolak w Gościu Niedzielnym.
N0EL C0WARD OSTRZEGA: NIE ZANIEDBUJMY ŻON, BO NIE WIADOMO, CO IM PRZYJDZIE DO GŁOWY. Tak jak istnieje dobry przepis na szarlotkę, tak niewątpliwie istnieje przepis na dobrą komedię. Och-Teatr ten przepis zapewne posiada, skoro na każdej komediowej premierze publiczność szczelnie wypełnia widownię, a po przedstawieniu nagradza spektakl owacjami. Jakież więc są niezbędne ingrediencje tego przepisu? I czy są one niezmienne? Niekoniecznie. Wydawałoby się, że podstawą jest dowcipny, dobrze skrojony tekst, ale jeśli prawdziwa jest legenda, że Helena Modrzejewska na swoich zagranicznych występach recytowała książkę telefoniczną, a widzom po policzkach spływały łzy jak grochy, to chyba jednak nie wszystko zależy od tekstu. W przypadku "Upadłych aniołów" Noela Cowarda, sztuki napisanej w roku 1925, a więc w latach epoki edwardiańskiej, można by się również nad tym zastanowić. Hipokryzja elit, demaskowana w latach 20. XX w., dziś potraktowana dosłow