Na zagraconym podwórku pod auspicjami Matki Boskiej w aureoli z zielonych żarówek, tłumek postaci, jak z piosenek taty Kazika, urządza bal. Dziwka w podartych pończochach i rozerotyzowana pensjonarka zatańczą ze starszym panem, a monumentalne matrony wychylać będą kieliszek za kieliszkiem czystej pod ogórka. Nie byłoby nic niezwykłego w tej scenie - przeciągniętej w nieco ponad godzinny spektakl - gdyby toastów nie wznoszono cytatami z "Balu w operze" Juliana Tuwima, a bohaterowie spektaklu nie chcieli być ożywionymi postaciami z jego wierszy. Zatytułowanie spektaklu w Rozmaitościach "Balem w operze" jest sporym nadużyciem. Z jednego z najostrzej sformułowanych w języku polskim oskarżeń pod adresem władzy - tej z epoki narodzin rządów pułkowników, ale też władzy samej w sobie - pozostały tylko strzępy. Poutykane w monotonne, grane przez skrzypcowo-akordeonową kapelę kompozycje Krzysztofa Dziermy, mają tworzyć coś na
Tytuł oryginalny
Jak z Tuwima wydestylowano wódkę
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 31