Teatr Dramatyczny w Warszawie. Christopher Fry: "Szkoda tej czarownicy na stos".Przekład Włodzimierza Lewika i Cecylii Wojewody. Reżyseria Ludwika Rene. Scenografia Andrzeja Sadowskiego. Muzyka Tadeusza Bairda.Prapremiera polska 29 października 1958 r.
Tę czarownicę,której w niezbyt fortunnym zwrocie "szkoda na stos", zagrała Halina Mikołajska.Z początku mnie zachwyciła.Miała ogromne oczy,wiele rąk,nóg i powietrza. W przechyleniu i pochyleniu głowy przypominała śląskie gotyckie Madonny,potem nagle zmieniła się w liryczną zakochaną dziewczynę z chińskiej opery. Tak samo grała dłońmi aż do rytualnego zgięcia małego i wskazującego palca.Tyle tylko,że to zgięcie palców nic nie znaczyło.Długo zastanawiałem się,kogo gra Mikołajska.Ale przez cały pierwszy akt i jeszcze pół drugiego byłem pod jej urokiem. Narzuciła ten urok.Była w niej tak silna koncentracja wzruszenia,że udzielała się niemal fizycznie,jak przez dotknięcie,całej sali.Wszystko,co było tekstem w jej roli, zepchnęła od razu w podtekst.Mówiła trudne i dziwne wiersze, ale wyciągała z nich samą poetyckość.Była poza i ponad tekstem.Grała wzruszenia,nie rolę,nie charakter,nie sytuacje.Grała niepokój i lęk,wyobcowanie ze �