Z Edytą Olszówką - o aktorstwie, sesji fotograficznej dla "Playboya", plotkach w Internecie rozmawia Winicjusz Schulz.
- Gdyby reżyser zażyczył sobie, aby przytyła Pani do zagrania roli aż 20 kilogramów - zgodziłaby się Pani? Jaka to musiałaby być rola i jaki reżyser, by powiedziała Pani "tak"? - Odpowiem w największym skrócie: interesująca rola i ciekawy reżyser. A tak naprawdę to coś takiego po prostu wliczone jest w koszty uprawiania mojego zawodu. I to nie jest kwestia poświęcenia. - Ale to przecież w dosłownym tego słowa znaczeniu "eksperyment na żywym ciele". - Cały czas pracuję "na żywym ciele". Moim narzędziem pracy jest właśnie ciało. Nie mam przecież skrzypiec, fortepianu, ani też... młotka. I jeśli może komuś się wydawać się, że doprowadzanie się do emocji - płaczu, nieszczęścia - jest lżejsze niż schudnięcie czy przytycie, to muszę wszystkich wyprowadzić z błędu. Takie przeżycia to dużo większa cena uprawiania zawodu niż fizyczne zabiegi. Obcięcie włosów, nabranie wagi to przy tym niewielki wysi