EN

17.04.1975 Wersja do druku

Jak w operetce...

Z "Operetką" już od początku była operetka, co się zwie. Dzwoni ktoś do Teatru Nowego - "Słyszałem, że gracie operetkę". - "Tak, Gombrowicza". - "To wiem, ale jaki jest tytuł?". Gombrowicz, jeden z wybitniejszych współczesnych pisarzy, nie jest wciąż dość znany, i nie sądzę, aby przez długie jeszcze lata był dostatecznie poznany. Ma coś wspólnego z Norwidem, a przynajmniej - ów szarpiący nerwy krytycyzm. Bardzo też odbiega od Norwida: tani gdzie Norwid z romantyzmu przechodzi w pozytywizm. Gombrowicz dostrzega tylko wiry historii, niepełność. niemożność... Przy całym swym racjonalizmie i krytycyzmie, Gombrowicz wydaje się być także mistykiem. Jak na razie, nie ma chyba szans na powszechność. Pisze. - "wydaje się, nie sądzę", bowiem także nie znam Gombrowicza do końca. "Ferdydurke", "Iwona księżniczka Burgunda", "Trans-Atlantyk", "Ślub" i ostatnio - "Operetka", to jeszcze nie wszystko. Jeszcze jego spory z krajem i spory z emigracją. Z te

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Jak w operetce...

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Łódzki nr 88

Autor:

Jerzy Katarasiński

Data:

17.04.1975

Realizacje repertuarowe