Życie Wandy Boniszewskiej było do bólu zwyczajne. Należała do zgromadzenia sióstr bezhabitowych, których zadaniem było prowadzenie gospodarstw. Były to na ogół proste, ale bardzo mocno wierzące kobiety. Taką wiarę jest najtrudniej pokazać. Łatwiej zagrać jej przeżycia, kiedy była bita, upokarzana albo głodna. Musiałam więc znaleźć w sobie jej duchowość - mówi Kinga Preis o swojej roli w spektaklu Teatru Telewizji "Stygmatyczka".
" W poniedziałek o 20.20 na Scenie Faktu Teatru TV premiera spektaklu "Stygmatyczka" o Wandzie Boniszewskiej Czy przed realizacją spektaklu wiedziała pani, kim była Wanda Boniszewska? Kinga Preis: Nie. I pewnie większość ludzi, a nawet osób duchownych nie słyszało o niej, bo dopiero gdy zmarła w 2003 roku, jej istnienie zostało upublicznione. Chciała, by za życia nikt nie wiedział o jej stygmatach, mistycyzmie. Nawet dla wielu sióstr, z którymi mieszkała na co dzień, nie było to oczywiste. Co jest niezwykłego w tej postaci? - Jej nieprzeciętna duchowość, wiara. Dar stygmatów, który otrzymała i przyjęła, wydaje nam się wyjątkowym wyróżnieniem. Tyle że z tego powodu niewyobrażalnie cierpiała fizycznie. A ja miałam wątpliwości, czy to możliwe, by człowiek dobrowolnie przyjmował na siebie cierpienie i znosił je pokornie, cyklicznie co pół roku, co miesiąc, a nieraz jeszcze częściej. Koleżanka, z którą grałam w tym spekta