Jedynie prawdziwi ponuracy mogą pozostać niewzruszeni wobec sytuacyjnego i - przede wszystkim - słownego dowcipu farsy Antoniego Słonimskiego "Rodzina" wystawionej niedawno w krakowskim Teatrze im. Słowackiego. Na siłę można, oczywiście, wybrzydzać na banalnie-staroświecką choć miłą dla oka scenografię Małgorzaty {#os#10004}Szydłowskiej{/#} czy powtarzanie starych gagów. Farsa jednak - istnieje nie po to, by eksperymentować z technikami aktorskimi i przestrzenią, lecz po to, by rozbawić widzów. Jerzemu {#os#695}Golińskiemu{/#}, reżyserowi i odtwórcy głównej roli - podupadłego szlachcica, nawiedzonego konstruktora-liberała - oraz pozostałym aktorom udała się ta sztuka. Wykonawcy z powodzeniem wcielili się w postaci-typy: panienki z dworku (Marta {#os#1293}Konarska{/#}), podstarzałej dewotki (Urszula {#os#789}Popiel{/#}), służbistego, ograniczonego urzędnika (Bogdan {#os#4469}Słomiński{/#}), ognistej kokietki (Agnieszka {#os#7420
Tytuł oryginalny
Jak to w rodzinie
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój Nr 4