Nie ufam zbytnio zapewnieniom po powrocie z zagranicznych występów naszych zespołów, którym w krają miewamy niekiedy to i owo do zarzucenia, że wszystko było dobrze, a sukcesy znaczne. Nie ufam również złośliwcom zapewniającym. że wszystko wypadło wręcz żenująco, a o sukcesie nie może być mowy.
I dlatego miłego rzecznika prasowego Teatru Wielkiego, p. Aleksandra Rowińskiego poprosiłem nie o te przetłumaczone (wiadomo... wybrane) głosy prasy francuskiej po niedawnych występach Teatru we Francji, kiedy to zaprezentowali widzom i recenzentom "Kniazia Igora" Borodina, lecz o komplet recenzji w oryginalnym brzmieniu. Aż nie chciało się wierzyć: wszystkie dobre! Sporo oczywiście o samym Borodinie i o treści opery, nieco dywagacji w sensie: czym nas, ludzi Zachodu, raczy barbarzyński Wschód, ale - powtarzam - pochwały wręcz entuzjastyczne. Wybieram z konieczności same rodzynki. "Kniaź Igor" w Wykonaniu Opery Warszawskiej piękny i wzruszający jak starożytna ikona", "...bardzo wielki spektakl, wielobarwny, lśniący, wybuchowy. Idący w parze z partyturą Borodina..." "Cóż za potok złota, purpury, brokateli!" "...wiele staranności dla przeniesienia nas w epokę rosyjskiego średniowiecza, kiedy jedynym budulcem było drewno..." Wśród wokalistów na pierws