Filmów nakręconych w operowym stylu było wiele, podobnie jak spektakli operowych o filmowej narracji. "Dzień świra" w poznańskim Teatrze Wielkim to przykład na to, że bywają znacznie silniejsze związki między obiema sztukami - pisze Jacek Marczyński w Teatrze.
Teatr operowy od dawna kokietuje filmowców. Jeszcze w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia swój sposób konstruowania opowieści przeniósł na scenę Luchino Visconti, nieco później uczynił to inny mistrz kina, John Schlesinger. Niektórzy twórcy nieustannie poruszają się między obiema dziedzinami, choćby Patrice Chéreau, którego "Pierścień Nibelunga" Ryszarda Wagnera na festiwalu w Bayreuth w 1976 roku rozpoczął nową epokę w teatrze operowym. Im bliżej naszych czasów, tym więcej przykładów można wskazać: Anthony Minghella i jego głośna inscenizacja "Madame Butterfly" w English National Opera oraz nowojorskiej Metropolitan lub Michael Haneke i emocjonalnie chłodny "Don Giovanni" w Opéra Bastille. Przygodę z operą miał nawet Roman Polański. Zrealizował "Opowieści Hoffmanna" w Opéra Bastille (1992). Spodziewano się zaskakujących pomysłów, ale po premierze "Le Monde" napisał, że jest to "Offenbach grzeczny jak z obrazka". W Polsce prób