"To idzie młodość..." w reż. Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Michał Mizera w Teatrze.
"Znajdowaliśmy się w pałacu z fałszywego złota i sztucznych kamieni. Wrażenie, że ktoś robi ze mnie durnia, było tak silne, że ogarnięty furią, usiłowałem dowiedzieć się, kto to jest, żeby go zabić. A jednocześnie nie mogłem tej furii okazać i wykrzywiałem gębę w fałszywym uśmiechu do publiczności []" - wspomina w "Baltazarze" Sławomir Mrożek Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów w Warszawie (wiosna 1955 roku), na który został wysłany z Krakowa jako korespondent "Dziennika Polskiego". Dobrze oddaje to sytuację wielu młodych ludzi, którym obce było zarówno zaślepienie komunistyczną ideologią, jak i mniej lub bardziej otwarte kontestowanie obowiązującego wówczas ustroju. Nieźle też może ilustrować konsternację widzów Teatru Współczesnego, przynajmniej tych, którzy nie pamiętają tamtych czasów lub liczyli na teatralne uniesienia. Scenariusz Krzysztofa Zaleskiego koncentruje się na polskiej rzeczywistości lat 1952-1956. Zbu