Dzisiejsza kultura przypomina mi chłam międzywojnia. Ona ma być teraz kolorowa, medialna, do sprzedania. Wszystko musi być ucyrkowione. Polityka też. Wielu dziennikarzy i polityków na to idzie, nieustannie błaznując, powątpiewając, że prawda i normalność może być atrakcyjna - mówi Krzysztof Majchrzak w Przeglądzie.
Przemysław Szubartowicz: Początkowo nie chciał pan się ze mną spotkać, mówiąc, że jedyna rzecz, która teraz pana zaprząta, to rozpaczliwa walka ze sobą o to, aby nie stać się seryjnym mordercą. Powiało grozą. Krzysztof Majchrzak: - Spokojnie. To rozwiązanie dość jednokierunkowe. Próbuję poszukać innego. P. SZ.: Co wzbudziło takie emocje? - Kiedy tak obserwuje się tzw. to wszystko: całe to agresywne, chamskie lansiarstwo, głupie reklamy, kretyńsko gęgających pogodynów i pogodynki, pełne frazesów gęby aktorów, którzy nigdy na ekranie nie udowodnili tego, o czym z tupetem trąbią w wywiadach z tabloidów - ma się ochotę zostać seryjnym mordercą, a potem, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, odpocząć w więzieniu. Na dokładkę ten nieszczęsny nestor scen dramatycznych, którego walizka z pieniędzmi ciągnie prosto do banku - z hukiem wycofuje się z branży przy akompaniamencie szlachetnej paplaniny o opłakanym stanie kultury! - Nie po