Łączy obowiązki mamy i żony z tymi zawodowymi. Potrafi w środku nocy, po spektaklu, zabrać się za gotowanie zupy. Silna i zdecydowana, ale bywa też "blondynką". O MARCIE BIZOŃ - krakowskiej aktorce filmowej, teatralnej, piosenkarce śpiewającej w pięciu językach - pisze Katarzyna Janiszewska.
Kiedy Kazimierz Kutz obsadzał ją w roli Jadwigi w "Sławie i chwale", powiedział: Marta, dla ciebie role powinny być specjalnie pisane. Jesteś aktorką charakterystyczną. I nie chodzi tu o urodę. Ale o rodzaj energii, temperamentu, jaki ma w sobie. Niby drobna brunetka, ale bije z niej siła i zdecydowanie. Na scenie Marta Bizoń - bo o niej tu mowa - woli śmieszyć, niż smucić. Chętnie grywa w farsach. Często bywa tą porzucaną albo knującą intrygi, rzadko słodką idiotką. Choć w życiu zdarza się jej bywać "blondynką". - Zatrzymałam się na etapie MP3 - przyznaje. - Więc jak mam coś kupić w sklepie komputerowym, to pokazuję sprzedawcy na migi: że taki kabelek, do takiego otworka - śmieje się. Za to jeśli chodzi o rodzinę, zamienia się w lwicę, z kopniaka otwiera drzwi i mocnym głosem mówi, o co jej chodzi. Nie wiadomo, jak to robi, ale zawodowe obowiązki doskonale godzi z rolą przykładnej pani domu. Jest mamą Mateusza i Matyldy. I