"Slow Man" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Adam Olaf Gibowski w Gazecie Wyborczej - Poznań.
Zawiedzione oczekiwania, stracona szansa. Operowy "Slow Man" okazał się porażką flamandzkiego kompozytora Nicholasa Lensa. Wierzyć się nie chce, że w XXI wieku kompozytor posługuje się językiem tak bardzo anachronicznym, właściwym dla lat 30. ubiegłego wieku. Wychodząc w czwartkowy wieczór z gmachu Teatru Wielkiego po światowej prapremierze opery Nicholasa Lensa "Slow Man", usiłowałem znaleźć choćby jeden argument na usprawiedliwienie kompozytora, który poczęstował poznańską publiczność tak anachroniczną partyturą. Niestety, nie znalazłem. Na myśl przyszła mi jednocześnie gorzka konstatacja innego kompozytora - Krzysztofa Meyera, który przy zupełnie innej okazji wygłosił niezwykle trafne słowa: "Tymczasem śpiewać, grać, bądź komponować każdy może , i co gorsza, nie tylko na użytek własny oraz ewentualnie zaprzyjaźnionych słuchaczy, z wszelkimi tego konsekwencjami". I o konsekwencje tu właśnie idzie. Jakie są skutki prezentowania