Gombrowicz zgrywa się, bryluje, recytuje fragmenty własnych tekstów, na wszystkie sposoby stara się sprowokować rozmówcę do reakcji. A Mrożek milczy - o tym, ile Gombrowicza w Mrożku, a Mrożka w Gombrowiczu, a także o sztuce Macieja Wojtyszki - pisze Małgorzata Szpakowska w "Dialogu".
We "Wspomnieniach polskich" Gombrowicz opowiada o swoim pierwszym spotkaniu z Witkiewiczem. Zapoznał ich Bruno Schulz, pewnego razu obaj postanowili go odwiedzić. I oto, pisze Gombrowicz, "w otwierających się drzwiach ukazuje się olbrzymi karzeł, który zaczyna rosnąć w oczach... to Witkacy otworzył nam drzwi w kucki i powoli się podnosił!"1. Dalej było jeszcze gorzej, gospodarz próbował gości zaszokować swoim, jak je nazywał, "muzeum okropności", demonstrował zasuszony język noworodka i list erotomanki, "rzeczywiście rozpustny". "Nigdy nie był w stanie spoczynku - wspomina Gombrowicz - zawsze naprężony, dręczący siebie i innych nieustannym aktorstwem, żądzą epatowania i skupiania na sobie uwagi, wiecznie bawiący się okrutnie i boleśnie ludźmi..." Ale już podczas tej wizyty Gombrowiczowi udało się ustanowić dla gier Witkacego przeciwwagę, która na kolejne kilka lat określiła ich wzajemne relacje. Na popisy nadekspresji gospodarza odpowiadał pro