Powtórzyłby pewnie los wielu innych scen działających w polskich uzdrowiskach, które stają się miejscem gościnnych występów zaproszonych gwiazd, gdyby nie zdeterminowany były naczelnik poczty w Nowogródku i gwiazda przedwojennego kina, specjalistka od ról spazmujących i mdlejących arystokratek - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Powołanie do życia Teatru Zdrojowego w Polanicy było świadectwem bogactwa przedwojennego życia teatralnego na Dolnym Śląsku, kiedy podobne sceny działały nie tylko w największych miastach, ale też w skromniejszych ośrodkach - Świdnicy, Głogowie, Jaworze czy Bolesławcu. I trwającej od XIX wieku znakomitej passy, sprzyjającej ich rozwojowi, która zaowocowała tym, że sam tylko Wrocław dysponował na początku ubiegłego stulecia sześcioma stałymi teatrami, nie licząc mnóstwa teatrzyków sezonowych, ogrodowych oraz variétés. Nic dziwnego, że bez własnej sceny nie mogło się obyć szanujące się uzdrowisko, które na początku XX wieku walczyło o awans do wyższej ligi. Teatr dobry na zdrowie Tym bardziej, że już wcześniej apetyty na uzdrawiający kontakt ze sztuką zostały tu rozbudzone. W parku Zdrojowym trzy razy dziennie koncertowała orkiestra, a raz w tygodniu odbywały się uroczyste wieczory, urozmaicane występami zaproszonych zespołów mu