Dwa teatry warszawskie sięgnęły w tym sezonie po sztuki Gorkiego. Teatr Narodowy wystawił na swej Małej Scenie "Na dnie", zaś Teatr Dramatyczny m.st.Warszawy - "Letników". Dwa takie przedstawienia dwie konfrontacje z dramaturgią Gorkiego po latach przerwy - to nie lada okazja. Warto więc zastanowić się, co nas w niej dziś interesuje, co z niej pozostało żywe, a co zwietrzało, jak przyjmuje te sztuki współczesny widz anno 1964. Zacznijmy od "Na dnie". Władysław Krasnowiecki, reżyser przedstawienia(który sam gra bardzo inteligentnie rolę Satina) dał spektakl czysty, czytelny, dobrze i równo grany. Występują na scenie wybitni aktorzy, wszystko jest przemyślane, scenografia Zofii Pietrusińskiej - funkcjonalna. A jednak spektakl jest jakiś szary. Nie powiem, żeby wiało ze sceny nudą, są nawet chwile, w których fascynuje nas gra Lecha Madalińskiego(znakomity aktor). Mariana Wyrzykowskiego(Baron). Kazimierza Opalińskiego (Łuka). Wieńc
Źródło:
Materiał nadesłany
Przyjaźń nr 9