Pytanie to powraca z okazji niemal każdej premiery. Zwykle odpowiedź kwitowana jest żałosnym westchnieniem: to już nie te czasy, gdyśmy mieli całą plejadę znakomitych, komediowych aktorów. Dziś umiejętność mówienia wiersza należy do rzadkości, zagubiła się gdzieś lekkość, wdzięk i gracja, z jaką winno się grać starego Fredrę. Westchnienia i utyskiwania można powtórzyć omawiając spektakl poniedziałkowego Teatru Telewizji. "Śluby panieńskie" w reżyserii Ireneusza Kanickiego szczególnie w trzech pierwszych aktach nie miały ani tempa, ani humoru, ani ciekawych rozwiązań sytuacyjnych na które ta doskonała komedia zasługuje. Lekkości i wdzięku zabrakło także w interpretacji aktorskiej - Gucio Cezarego Kaplińskiego dostojnie recytował tekst, nie umiał i być ani zabawny, ani przymilny. Albin Jana Englerta był także zbyt jednostronnie ponury, swoim płaczem i swoimi westchnieniami nie prowokował do śmiechu. Klarę zagrała z tempem i werwą
Tytuł oryginalny
Jak grać Fredrę?
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy, nr 64