"Która godzina? - Ta sama,co zawsze." W takim właśnie "międzyczasie" prowadzą dialog bohaterowie Beckettowskiej "Końcówki". Dialog pozbawiony finału,co należałoby uznać za pierwszy paradoks dramaturga. Koniec jest bowiem obecny nie tylko w tytule. Stajemy się świadkami ostatecznej klęski. Homo sapiens Becketta nie ma już złudzeń. Cywilizacja,którą stworzył,uległa samozagładzie. Zostały pozory. Gesty bez czynów,słowa bez treści. Pustka. O sens tej negacji spierają się ponad trzydzieści lat(prapremiera "Czekając na Godota", która przyniosła autorowi światowy rozgłos,odbyła się w 1953 roku)zwolennicy i przeciwnicy Beckettowskiego teatru. Ci pierwsi,broniąc twórcy przed zarzutem nihilizmu,powołują się na rozmiar absurdalnej wizji,wobec której trudno być obojętnym. Tragizm Becketta nie jest przecież kwestią formy, jest kwestią myślenia. I można odnaleźć liczny korowód pisarzy,którzy patronują tego typu myśleniu,że wymienię tylko kilk
Tytuł oryginalny
Jak grać Becketta?
Źródło:
Materiał nadesłany
Żołnierz Wolności nr 215