"Pasożyty" Mariusa von Mayenburga w reżyserii Anny {#os#4013}Augustynowicz{/#} to kolejna próba zmierzenia się ze współczesną dramaturgią na deskach Teatru Polskiego. Noszę w sobie ten spektakl jak obojętne ciało obce. Jest taki dowcip o dwóch rybkach, które się strasznie kłócą. Aż woda bulgocze, mulisty piasek się burzy, a wodorosty falują. W kulminacyjnym momencie awantury jedna z nich wykrzykuje: a jeśli Boga nie ma, to kto zmienia wodę w akwarium?! W akwarium (terrarium?) na scenie Malarni Teatru Polskiego nikt nie zmienia ani wody, ani ziemi, ani powietrza. Bohaterowie "Pasożytów" wciąż powtarzają, że im śmierdzi. Śmierdzą sobie nawzajem. Mówi się o filmach Ingmara Bergmana, że to filmy przyrodnicze o ludziach. Doprawdy nie wiem, jak w tym kontekście nazwać przedstawienie Anny Augustynowicz. Poszłam do teatru, a miałam wrażenie, że jestem w zoo. Zoo, w którym wykonuje się eksperymenty na żywych organizmach. Kiedyś
Tytuł oryginalny
Jak glisty nie-ludzkie
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Poznań nr 282