Wciąż zadaję sobie pytanie, jaki mają cel dzisiejsi reżyserzy, przerabiając na siłę dzieła klasyków, które przetrwały wieki, a nazwiska ich autorów stały się nieśmiertelne? - pisze dla e-teatru Witold Sadowy.
Komu chcą udowodnić, że są lepsi od nich?! Manipulując oryginalnym tekstem, przekazują widowni niezrozumiałe dziwolągi. Zawarta w nich myśl autora nie istnieje. Skoro uważają się za lepszych, niech piszą własne sztuki. Klasykę, jako ramotę, niech zostawią w spokoju. Mając w tej chwili 99 lat, nadal mam znakomitą pamięć. Umysł mój funkcjonuje fantastycznie. Wiem, co dzieje się w kulturze. Spotkać mnie można na wszystkich niemal premierach. Ubolewam nad tym, że rzadko udaje mi się obejrzeć dobry teatr i dobre przedstawienie. Mamy mnóstwo utalentowanych aktorów. Tylko co z tego? Większość przedstawień to bulwarowe sztuczki dla niewybrednej publiczności. W teatrach dramatycznych nachalne przeróbki klasyków. Do dobrych i ciekawych w tej chwili przedstawień, godnych polecenia, należą "Tchnienie"[na zdjęciu] Duncana Macmillana w reżyserii Grzegorza Małeckiego i "Kilka dziewczyn" Neila La Bute'a w reżyserii Bożeny Suchockiej w Teatrze Narodowym ora