Średniowieczna Francja. Grasuje epidemia dżumy, jedna z tych, które zdziesiątkowały Europę. Papież chroni się od morowego powietrza za szklaną szybą. Wszelki ład społeczny wywraca się na ni-ce. Nie ma moralności, nie ma wartości. Są gwałty, rozboje lub utracjuszowskie używanie życia. Po drogach ciągną pochody pokutujących, zbryzganych krwią flagellantów, trędowatych, obdzieraczy zwłok, włóczęgów. W miastach grasują uprzątacze trupów, podsycając zarazę. Trudno oswoić taką makabrę - łatwiej oszaleć lub czerpać z niej zyski. I pojawia się mnich, którego Bóg oświecił, każąc mu walczyć z zarazą śmiechem. Zakłada, złożone z takich jak on sam ludzi marginesu, bractwo Czerwonych Nosów, bożych wesołków, rozpraszających grozę na jarmarkach. Arcybiskup Auxerre, potem Klemens VI, namiestnik boży z Awinionu, udzielają mu swego błogosławieństwa i wsparcia. Siła zarazy słabnie, popularność kuglarzy rośnie. Jak
Tytuł oryginalny
Jak Czerwone Nosy poradziły sobie z grasującą zarazą
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy