- Zanim zdecydowałem, że zostanę śpiewakiem operowym, byłem rockowcem. Występowałem z moim zespołem nawet na festiwalu w Jarocinie i brałem udział w Debiutach na festiwalu w Opolu - rozmowa z Jackiem Laszczkowskim z Warszawskiej Opery Kameralnej, grającym gościnnie Otella w Operze Bałtyckiej w Gdańsku.
Przemysław Gulda: Wystąpi pan w tytułowej roli w "Otellu", najnowszym spektaklu na scenie Opery Bałtyckiej. Partia Otella uważana jest przez specjalistów za wyjątkowo wymagającą od śpiewaka. Z czego to wynika? Jacek Laszczkowski: Wszystko w życiu jest relatywne. Zależy od punktu odniesienia. Każda pierwszoplanowa partia tenorowa jest trudna, jeżeli chcemy ją pięknie zaśpiewać, a wzorem wykonawczym jest np. Pavarotti. W przypadku Otella trudność polega na tym, że rola jest wyjątkowo obszerna, potężnie zinstrumentowana, co stawia wymagania i obliguje do mocnego śpiewania. Szukając analogii, to taka partia jest jak walka z którymś z braci Kliczków w wadze ciężkiej. Mam nadzieję, że przeżyję. W sferze emocjonalnej i dramatycznej rola popycha do bijatyki wokalnej, czego trzeba unikać, bo może być to bardzo niebezpieczne. Wyobrażenie o tej roli zostało wykreowane przez takie wzorce, jak: Tamagno, Vinay czy Del Monaco. Nie jest łatwo zbliżyć się